Day: November 1, 2019

Szlachcic na zagrodzie wypisy z dzieł Wł. Smoleńskiego

http://mazovia.genealogiapolska.pl/date/mazur.htm

Szlachcic na zagrodzie wypisy z dzieł Wł. Smoleńskiego

    Fenomenem wyróżniającym Mazowsze w Polsce przedrozbiorowej była drobna szlachta t.zw. zagrodowa. Szlachty, posiadającej niewielkie posiadłości, czasem wręcz skrawki ziemi i utrzymującej się w związku z tym z pracy własnych rąk, mieszkało na Mazowszu 10-krotnie więcej w stosunku do liczby ludności niż w Wielkopolsce i ponad 15-krotnie więcej niż w Małopolsce. W związku z tym także ogólny odsetek mieszkańców zaliczających się do uprzywilejowanego stanu szlacheckiego był na Mazowszu znacznie większy – wynosił 20%, podczas gdy w innych dzielnicach zamykał się w granicach 5-6%.

    Szczególne nasycenie szlachtą zagrodową występowało w powiatach północnych i wschodnich Mazowsza. W niektórych z nich szlachta była liczniejsza niż kmiecie. Pozwalają tak sądzić przekazy dotyczące własności chłopskiej i szlacheckiej. Np. w powiecie mławskim w końcu XVI w. kmiecie gospodarowali na 257 łanach, a szlachta zagrodowa na 1631. W powiecie zambrowskim różnica między stanem posiadania jest tylko nieco większa – kmiecie gospodarowali na 112 łanach, a szlachta na 1193. Tereny te to dawne pogranicze Mazowsza z Prusami (później Zakonem Krzyżackim), Jaćwieżą, Litwą i Rusią. W związku z tym przeważa hipoteza, że szlachta zagrodowa, a przynajmniej znaczna jej część, wywodzi się z pierwotnych książęcych osadników wojskowych, którym sprzedawano grunta w zamian za obowiązek służby wojskowej. Podobne formacje społeczne to kozacy na pograniczach Polski i państwa moskiewskiego lub osadnictwo serbskie na pograniczu Austro -Węgier i Turcji (Kraina). Ponieważ w Polsce nie obowiązywały zakazy dzielenia szlacheckich dóbr, jak np. w Anglii lub Francji, dawne spore włości z pokolenia na pokolenie dzielono na coraz mniejsze działy. Szlachta zagrodowa gospodarowała więc na niewielkich kawałkach ziemi. Były to na dodatek ubogie na ogół ziemie mazowieckie, wobec czego, w większości przypadków jej status materialny i kulturalny nie odbiegał od chłopskiego. Ale szlachcic odznaczał się tym, że choć analfabeta, mimo, że chodził boso, ale “przy szabli”. Teoretycznie każdy szlachcic miał pełnię praw szlacheckich, mógł oczywiście wybierać króla (“Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”). Wpływowi na elekcje królewskie sprzyjał fakt, iż odbywały się na terenie Mazowsza (Wola pod Warszawą).

    Mazowsze przez ponad dwa wieki (XV-XVI), uniknęło działań wojennych. Stało się więc najgęściej zaludnioną dzielnicą Polski, z której wyruszali młodzi ludzie za chlebem i karierą i osiedlali się na spustoszonych wojnami i najazdami tatarskimi terenach wschodnich. Np. Dobrzyńscy z mazurskiego zaścianka na Litwie odgrywają ważną rolę w akcji “Pana Tadeusza”. Większość tych osadników, z czasem roztopiła się w żywiołach białoruskim lub ukraińskim. Szlacheccy wychodźcy z Mazowsza dominowali też wśród służby na dworach magnackich. Ale nie wszyscy – czasem potomkowie biedoty mazowieckiej na Ukrainie i Litwie sami dorobili się statusu magnatów. “Jak na Litwie wznieśli się Brzostowscy i Przeździeccy z ziemi łomżyńskiej, tak w województwach ruskich Rzewuscy z Podlasia i Jabłonowscy z ciechanowskiego” – twierdzi Władysław Smoleński, historyk, żyjący na przełomie XIX i XX w. przez kilka lat, od 1919 r. profesor Uniwersytetu Warszawskiego. W wydanej w 1908 r. książce jego autorstwa “Szkice z dziejów szlachty mazowieckiej”, znajdujemy bardzo interesujący obraz tej grupy społecznej. Jej stan majątkowy i pozycja w kraju, a zwłaszcza codzienne bytowanie i przejawy krewkich nie zawsze hamowanych zdrowym rozsądkiem, temperamentów szarej braci szlacheckiej, pod piórem profesora nabierają prawdziwych barw. Warto więc zaczerpnąć choć trochę szczegółów z tego bogatego źródła informacji. Zacznijmy od opisu, w jakich warunkach mieszkała szlachta zagrodowa:

    “Dom szlachecki poszyty snopkami miał dwie izby po rogach, a w środku sień. Na podwórze ogrodzone płotem chróścianym lub żerdzianym prowadziły wysokie wrota. W bliskości domu zamożniejszego stała chata zwyczajnie o czterech izbach (czworaki), którą dzierżawił Żyd na karczmę, zajmowali ją za odrobek komornicy, lub chłopi poddani. Ludność domu składała się z rodziny szlacheckiej z dziewek służebnych i parobków”.

    Drobna szlachta ograniczała się do korzystania z pracy członków rodziny. Jeśli więc posiadała służbę, chętnie się jej pozbywała, ściślej mówiąc sprzedawała, traktując ją, zgodnie z ówczesnymi prawami, jako swoją własność. “Adam Paprocki z Łebek, sąsiadujący z Grabienicami Małemi poddanych: Jakuba Zakroczymskiego z żoną Katarzyną i potomstwem w r. 1789 sprzedał Michałowi Turowskiemu, pisarzowi zawkrzeńskiemu”. Zamożność ówczesnej szlachty charakteryzuje majątek, jaki pozostawiali swoim spadkobiercom. I tak np. po Wojciechu Chyczewskim z Kiełbowa, w powiecie raciąskim wg sporządzonego w 1796 r. przez owdowiałą małżonkę Magdalenę z Machczyńskich spisu pozostało: “Pięć wołów (dwa posagowe żony), sześć krów trzy jałówki, trzy konie, świnie itp. Dwie płużyce, wóz, dwie kłody do kapusty, dwie siekiery, rydel i świder. Z sukien: kontusz mundurowy chodzony, drugi kontusz poszarzany z sukna francuskiego, czapka z siwym baranem, pas ze szlakami srebrnymi dobrze poszarzany, cały jeszcze”.

    Podział majątku między potomków następował w taki sposób, by każdy spadkobierca otrzymał część gruntów jak i budynków oraz domu mieszkalnego. Wszystko to bardzo szczegółowo opisywano, by nie powstały jakiekolwiek wątpliwości. W dokumencie sporządzonym w 1617 r. dotyczącym dziedziczenia majątku przez braci Pączkowskich np. czytamy: “Naprzód starem siedliskiem tak się rozdzielili. Wziął pan Jakub połowicę siedliska od miedze szlachetnego Stanisława Czarnockiego z połowicą ogroda i gródzi i sadzawką, tak jako się siedlisko ucina; ku temu bierze budowanie stare, tj. izbę, stajnie obiedwie, spichlerz, drzewo, dyle, słupy dawnego ciosania…”. Sumiennie dzielono się też poddanymi. W 1615 r. w akcie wniesionym do ksiąg ziemskich “Divisio subditorum Gąski” napisano m.in. “Pan Gąsecki wziął wdowę Andrzejową Dorotę, rzeczoną Galanki i syna jej młodszego, Mikołaja; do tego tenże pan Tomasz Gąsecki wziął dziewkę nieboszczyka Jakuba Krystka, Barbarę, rzeczoną Krystkówną. A pan Jadam Gąsecki wziął rzeczonego Jakubowego syna Krystka, na ziemię Szczepana i z działkami jego…”.

    Jedną z cech głęboko zakorzenionych w sercach i umysłach szlachty mazowieckiej była wierność wierze katolickiej. Towarzyszyła jej wrogość wobec wszelkiego rodzaju innowiercom. Za namową biskupa płockiego Rafała Leszczyńskiego, w 1525 r. na zjeździe duchownych i panów świeckich w Warszawie wydano dekret zabraniający “W całem księstwie mazowieckim osobliwie w stolicy przebywać kacerzom, pod karą śmierci i konfiskatą majątku przechowywać i rozpowszechniać książki luterskie”.

    Ogromną wagę przywiązywano też do zachowywania postu i ofiar na kościół: “Skrupulatność Mazurów… była tak wielka, że gdyby podróżny jadł w ich obecności w post jaja lub nabiał naraziłby się na niebezpieczeństwo utraty życia. Urosło wśród nich mniemanie, że lepiej jest zabić człowieka, niż w piątek jeść mięso. Dla zbawienia duszy niemało poświęcili funduszu na kościół, msze, wypominki itp…” “Ubożuchny Balcer Łebkowski z Łebek testamentem z r. 1758 na pochowanie przy kościele niedzborskim i ratunek duszy dysponował 50 tynfów, oprócz tego dla dziadów, iżby się za niego modlili, zapisał po wiertlu pszenicy i żyta trochę grochu i słodu na piwo.” Ale to nie wszystko: ” Do aktów, niezbędnych dla zbawienia duszy zaliczali okazałość pogrzebów. Na stypie częstowali piwem, gorzałką i jadłem z korzeniami. Wydatek na pochowanie Wojciecha Chyczewskiego z Kiełbowa, po którym pozostały dwa kontusze, czapka z baranem i pas ze srebrnymi szlakami wynosił 70 złotych”. Tę skłonność do ponoszenia dużych wydatków, właściwie przekraczających możliwości szlachty, związanych z “wyprawianiem” członka rodziny na drugi świat Władysław Smoleński kwituje słowami: “Zbawienie mazura wymagało nielada kosztów, albowiem dusza jego pomimo prawowierności katolickiej nie była anielską”. A jaka była można się dowiedzieć z zawartych w “Szkicach…”. opisów charakteryzujących zachowania przedstawicieli braci szlacheckiej w różnych okolicznościach: “Szlachcic mazurski nie rozstawał się poza domem z kijem sękatym, obuchem lub rusznicą. Z najbłachszej przyczyny wszczynał bójkę. Wrażliwy na lada uchybienia, na obelgi lub potwarz bronił swej czci, kalecząc prześladowcę lub zabijając. Przyrodzoną popędliwość potęgowało w nim piwo, które pochłaniał w wielkiej obfitości. W karczmie z kmieciami, podchmielony, wadził się i bił. Awanturował się na targu z mieszczanami i Żydami. Rąbał współziemian w sądzie i na sejmiku. Zapalczywości swej dawał folgę nawet w kościele”.

    Znamienne iż uważająca się przecież za prawowiernych katolików szlachta mazowiecka swymi awanturami znieważała także miejsca święte. I tak np. zdarzyło się, iż zebrani w kościele przedstawiciele dwóch wsi w celu pogodzenia, zamiast wyciągnąć rękę do zgody na hasło jednego z uczestników zaczęli się bić “Błysnęły miecze i siekierki. Zarówno w kościele jak i na cmentarzu popłynęła obficie krew”. A w relacji z Ciechanowa z 1760 r. czytamy m.in., “Jeden ze szlachty, wszedłszy na ambonę, przy której w ławkach stał pan instygator, naprzód czapkę mu z głowy zerwał, a potem (jak dodają) ruble z niej wytrząsając o rozsiekanie jego wołał do drugich. Jakoż stałoby się to było nieomylnie, gdyby się pan instygator szczęściem osobliwszem był nie wydarł z kościoła i przed tłumem pędzącej za sobą z szablami gołemi szlachty nie uszedł był do księży augustyanów”. Inny przykład podał autor “Szkiców z dziejów szlachty mazowieckiej” na str. 63, otóż szesnastowieczna szlachta zakroczymska z ok. Klukowa, Ślubowa, Prusinowic, Brolina, Łempic, Poniat i Gnatów tj. Prusinowscy, Mniszewscy, Poniatowscy, Krzywonoscy, Świerczewscy, Wilamowscy, Skarżyńscy, Łempiccy (jeden litteratus!), Brolińscy, Wyrzykowscy, Ślubowscy i Gnatowscy miała wielki pociąg do piwa proboszczowego, popiwszy, wdarli się do wiejskiej plebanii, opróżnili beczki piwa i uciekli ze zbożem, drobiem i garderobą.

    Ze szlachtą mazowiecką, jak już wspomniałam, musieli się liczyć kandydaci do tronu królewskiego i godności poselskiej, gdyż jej liczebność stanowiła siłę. Lecz była to najczęściej siła ślepa, głosująca zgodnie z tym, co jej polecili możniejsi opiekunowie, lekceważona a nawet pogardzana przez nich: “Drobna szlachta nie mieszała się na sejmikach z panami; miała swoje osobne stoły po gospodach, gdzie ją karmiono i pojono. Od obżarstwa hamowano szlachtę, iżby mogła utrzymać się przy zmysłach do roboty sejmikowej, na którą prowadzono ją do kościoła lub na cmentarz, nauczoną uprzednio, co ma popierać, a czemu przeszkadzać”.

    Jednakże uczestnictwo szlachty mazowieckiej w życiu politycznym było dość ograniczone, co w “Szkicach z dziejów szlachty mazowieckiej” zostało skwitowane słowami: “W ogóle jednak na Mazowszu, niemającem magnackich naganiaczy sejmikowych obrady obywatelskie odbywały się zwykle bez drobnej szlachty, niechętnie wychylającej się ze swych dworków”. Jednak bywały takie lata, że pole elekcyjne na Woli zapełniała szlachta mazowiecka np. w 1669r. Nie stawiły się z województwa mazowieckiego ziemie:
wyszogrodzka, różańska i liwska, lecz z innych 
ruszyły cale gniazda i dostarczyły do 5.000 szlachty. Z samej ciechanowskiej było jej 1.100. Przybyło 13 Bartułtów, 8 Bieńkowskich z Bieńki, 9 Bobińskich, 13 Borkowskich, 5 Chełchowskich ze Ś1azów i Chełch, 17 Chmieleńskich, 9 Cichowskich, 19 Czaplickich, 16 Dlugołęckich, 17 Gadomskich, 13 Kawieckich Kawęczyna i Zalesia, 8 Kierzkowskich, 25 Kołakowskich z Kołak, 14 Krajewskich, 13 Maruszewskich z Gzów Marusów, 14 Mieszkowskich z Mieszek, 24 Milewskich, 33 Mossakowskich z Mossak, 15 Murawskich, 11 Nałęczów, 17 Niesłuchowskich z Niesłuch, 7 Orłowskich z Orły, 10 Ostrowskich, 12 Płoskich z Płosk, Bagienic, Ulatowa i Purzyc, 12 Pszczółkowskich z Pszczółki, Purzyc i Kołak, 9 Rakowskich, 17 Romanów z Czarnej i Romanów, 10 Rzeczkowskich z Rzeczek, 27 Smoleńskich ze Smolenia i Trzaski, 12 Sosnowskich z Sosnowa, 12 Stryjewskich, 16 Tańskich, 6 Trętowskich, 11 Ulatowskich, 13 Zbikowskich ze Zbik, Pągostów i Milewa, 17 Zembrzuskich z Zembrzus, 8 Żmijewskich zŻmijewa.[Pietruski, Elektorów poczet]

    Za czasów Komisji Edukacji Narodowej zadbano, by pomóc ubogiej młodzieży szlacheckiej w zdobyciu wykształcenia. Zalecano zakładanie przy szkołach publicznych konwiktów “w których by młodzież uboga szlachecka żywnością i odzieniem opatrzona kształciła się bezpłatnie”. Ale to nie rozwiązywało w pełni problemu. Bywało więc i tak: “uczniowie łomżyńscy co sobota rozbiegali się po wsiach okolicznych z sakwami dla wyżebrania żywności tygodniowej w mące, krupach, warzywie i okrasie”. Z młodzieży tej, po ukończeniu przez nią szkół wywodziło się “mnóstwo palestrantów, ekonomów i pisarzy prowentowych, lecz najwięcej księży”.

    Z powodu swych licznych przywar i wysokiego o sobie mniemania, szlachta mazowiecka stała się przedmiotem licznych żartów zawierających w sobie dużą dozę złośliwości np.: Fortun sześć, ale nie ma co jeść”, “Gdy pies usiądzie na jednym dziedzictwie, ogon musi położyć na drugiem”. Wykpiwano też posagi mazurek:

“Ożeniłem się na Mazowszu
Wzionem w posagu trzy ćwierci owsu,
Trzy ćwierci owsu, dwie beczki sieczki,
Trzeba się cieszyć z takiej dzieweczki.
Ani poduszki, ani pierzyny,
Bodaj poszukać takiej dziewczyny”.

    Mimo licznych jej wad, w czasie wojny ceniono szlachtę mazowiecką z powodu “odwagi i bitności”. Oczywiście przedstawione wyżej uwagi na temat szlachty mazowieckiej, zaczerpnięte z książki Władysława Smoleńskiego odnoszą się tylko do szlachty zagrodowej. Oprócz niej znajdowały się na Mazowszu dwory i dworki szlacheckie o pięknej architekturze, otoczone parkami promieniujące kulturą, ale te należały do właścicieli większych majątków ziemskich, których nie było zbyt wiele i stanowią całkiem odrębny temat.

Na zakończenie warto wspomnieć swoisty rekord opisany przez Smoleńskiego. Otóż ze szlachty mazowieckiej pochodzili palestranci, ekonomowie i pisarze prowentowi, jednak najwięcej było księży! Spory ich procent kończył słynną Szkołę Wojewódzką w Pułtusku i następnie Uniwersytet Warszawski, wydział Filozoficzno – Teologiczny.

    

Władysław Smoleński “Drobna Szlachta w Królestwie Polskim”

Wstęp

Opracowanie dotyczy szlachty północno-mazowieckiej, od właściwego jej stroju, sposobu osiedlenia i szczupłych majętności zwanej chodaczkową, siermiężną, kapotową, zaściankową, okoliczną, zagonową, cząstkową lub drobną. Z upadkiem Rzeczypospolitej sfera działalności drobnej szlachty została ograniczona do urzędu, spekulacji lub zajęć ziemiańskich Ekonomów, gajowych, karbowych, gumiennych, księży i urzędników w większości jednak w zawodzie rolniczym szukali podstawy bytu i do roku 1864 wyłącznymi byli przedstawicielami małej własności ziemskiej, reprezentowanej dzisiaj przez włościan. [Warszawa 1879r.]

Rozmieszczenie drobnej szlachty w Kr. Polskim (rozdz.1)

Głównym siedliskiem drobnej szlachty, zamieszkałej w Królestwie, jest wschodnia część dawnego województwa płockiego, dziesięć ziem księstwa mazowieckiego i województwo podlaskie; według dzisiejszego podziału gubernie: wschodni skrawek płockiej, łomżyńska, siedlecka, warszawska i część południowa suwalskiej. Wprawdzie i w innych częściach Królestwa istniały lub i są jeszcze osady szlacheckie, lecz jak ich liczba była, a tym bardziej jest dziś niewielka, okazuje to zestawienie cytr, w r. 1830 podanych przez Rodeckicgo (1).

Na województwo krakowskie przypadało naówczas właścicieli części szlacheckich 76, w Sandomierskiem było ich 77, w Kaliskiem 212, w Lubelskiem, 328 gdy tymczasem płockie, pomimo tego, że w obwodzie lipnowskim, tj. w dawnej ziemi dobrzyńskiej, na 53 milach kwadratowych posiadało wsi drobno szlacheckich zaledwie 59 (2), a na przestrzeni dziesięciu przeszło mil kwadratowych dawnej ziemi wyszogrodzkiej tylko czternaście (3), pomimo tego na 644 dziedziców dóbr województwo płockie miało właścicieli cząstkowych 10,607; mazowieckie 1,064 (na 1082 grubej szlachty), podlaskie 7,077, augustowskie 13,049. W dwóch ostatnich większość posiadłości ziemskiej znajdowała się w ręku cząstkowej szlachty, w podlaskim, bowiem wylicza, Rodecki dziedziców dóbr 361, a w augustowskim tylko 334.

Najgęściej rozsiedli zagonowcy w dawnym województwie augustowskim, podlaskim i wschodniej części płockiego, mniej gęsto w mazowieckiem; według dzisiejszego podziału najwięcej drobnej szlachty w guberniach: południowej części suwalskiej, w siedleckiej, łomżyńskiej i wschodniej połowie płockiej. Jak ludnie w tych stronach mieszka, dość wspomnieć, że na 80 milach kw. dawnej ziemi łomżyńskiej większa część, bo trzysta kilkadziesiąt wiosek znajduje się w jej ręku; że w południowo-wschodniej części tej ziemi, t. j. w powiecie zambrowskim na dwunastu milach kw. ze 160 nomenklatur 128 przypada na szlachtę wyłącznie, a pewna liczba na szlachtę wspólnie z chłopami. W tych 128 osadach naliczysz 1,735 strzech, pod nimi 18,000 głów; na mili kw. przeszło półtora tysiąca siedzi szaraków (4).

Na gubernię warszawską przypada liczba najmniejsza, innych części kraju nie warto brać dzisiaj w rachubę, pewną, bowiem jest rzeczą, że z powodu praktykowanego niegdy skupu ziemi przez szlachtę możniejsza cyfry Rodeckiego dla niektórych części kraju w przeciągu lat czterdziestu kilku niepospolicie zmalały: w dawnym lubelskim i kaliskim rzadko spotkasz osady szlacheckie, a z krakowskiego i sandomierskiego znikły zupełnie.

Za czasów Rodeckiego (5) właścicieli części szlacheckich w ośmiu województwach Królestwa było 32,490 czyli głów, licząc po siedem na rodzinę, 227,430 (6), a prawdopodobieństwo tej cyfry stwierdzają materiały późniejsze. Według Obruczewa (7) w okresie 1859 – 1863 r. na ogólną liczbę właścicieli 75,325 szlachta zagonowa reprezentuje 54%, t.j. ma fortun 40,541, czyli głów, zawsze licząc po siedem na rodzinę, 283,787. Różnicę pięćdziesięciu kilku tysięcy może w części objaśnić przyrost ludności.

Według obliczeń z r. 1860 (8) drobna szlachta była w posiadaniu 23,425 włók ziemi. Z podzielenia tej przestrzeni przez pośrednią pomiędzy Rodeckim i Obruczewem liczbę szlacheckich cząstek wypadnie na każdą przeszło dwudziesto-morgowy obszar. Dziesięć cząstek przeciętnie wypada na osadę, wiosek, przeto drobno-szlacheckich znajdowało się w r. 1860 w Królestwie około 4,000, każda, średnio biorąc, o sześcio lub siedmio-włókowym obszarze.

Nazewnictwo osad

Pewna, często znaczna liczba wiosek, lezących w sąsiedztwie, podwójną posiada nazwę: pierwsza, pochodna zwykle od imion osobowych, dla wszystkich, jako będących niegdy własnością jednego dziedzica, jest wspólną; druga zaś powstała skutkiem rozdrobnienia wielkiej posiadłości na tyle cząstek, ilu się na nią przy sprzedaży znalazło nabywców lub ile z rodziny wykwitło odrośli. Jest na Podlasiu Chojanych dziesięć: stare, bąki, boruty, gorczany, górki, pawłowięta, piecki, sierocięta, stanisławowięta; Łapów znajdujemy dwanaście: korczaki, pluśniaki, leśniki, goździki, wity, barwiki, szołajdy, zięcinki, kołpaki, łynki, dębowina, bociany. W dzisiejszym powiecie przasnyskim, w parafiach: Wielka i Mała Krzynowłoga jest osiem wsi szlacheckich nazwiskiem Romany z przydomkami: fuszki, janki, janowięta, karcze, ścibory, sendzienta, zalesie, zejki.

Osiemnaście jest Żebrów: chudele, falbogi, grzymki, icki, kończany, kordy, laskowice, marcisze, ostrowy, perosze, pieczyska, podsedki, sławki, stara-wieś, taraty, wiatraki, wierzch-las, własty. Drugą tę nazwę, czyli przezwisko, formowano często od imion synów, pomiędzy których ojciec rozczłonkował dziedzictwo. Szlachcic Sikora rozdzielił posiadłość pomiędzy: Pawła, Bartłomieja, Tomasza, Piotra, Wojciecha i Jana, więc z jednych Sikorów powstało sześć: pawłowięta, bartkowięta, tomkowięta i.t.p.

We wszystkich osadach, pierwszą wspólną noszących nazwę, jeden zwykle szlachecki ród mieszka i wspólnego używa nazwiska. Obywatele w Romanach zowią się Romanami, w Łapach – Łapińskimi, a Żebrowskimi w Żebrach. Że pomiędzy Romanami zamieszkują dziś Smoleńscy, Jabłonowscy, Pszczółkowscy i inni, stąd to pochodzi, że ojciec majętność swoje wydzielał zięciom, albo w razie potrzeby cząstkę sprzedawał, przez co wśród pokrewnych Romanów osiadał członek rodu obcego. Nietrudno znaleźć cale wioski, zamieszkane przez szlachtę, nazwiskiem swoim przypominającą najwyższą w kraju arystokrację. W ciechanowskim Jabłonowie mieszkają Jabłonowscy, pomiędzy Ostrołęką a Nowogródkiem-Mazowieckim w osadzie Czartoryi – Czartoryscy; na Podlasiu liczne bardzo Rzewuski tłumnie przepełniają Rzewuscy, jak Kossakowscy do dziś dnia roją się w łomżyńskich Kosakach Protoplaści książąt i hrabiów tego nazwiska podczas emigracyjnych ruchów mazurskich wyszli właśnie z tych osad i, dzięki łaskawej fortunie, na obszarach odległej Rusi arystokratyczne dźwignęli domy.

Dla rozróżnienia gałęzi wspólnego rodu, jak do wiosek, tak i do nazwisk przyczepiane są różne przydatki. Na Podlasiu Tchórzniccy herbu Jelita noszą przydomki: mniszków, derdów, kalcytów i czubków; niektórzy z Ojrzyńskich herbu Lubicz zowią się mieczykami; z rozdzielonych na dwie linie Brodowskich, jedni bombalkami (Brodowo-Bąboły), drudzy – żyłkami (Brodowo-Żyłki); gałąź Drewnowskich z okolic Nura-pupczykami. Oprócz powyższych, znaną nam jest szlachta z przydomkami: ducek, król, kręciek, a w rodzie Smoleńskich pospolite są, fluks, osesek, koza, książek, gorajczyk, kripka, surmiak.

Dla odróżnienia członków różnych szczepów, choćby idących z jednego rodu, posługuje się szlachta i przezwiskiem osady. Z nurskiego Drewnowa cztery powstały tegoż nazwiska wioski z przydomkami: daćbogi, ziemiaki, lipaki i gołyń; otóż, jak dla wymienienia członka z którejkolwiek gałęzi Tchórzewskich dodają: mniszek, derda, kalcyt lub czubek, tak, mówiąc o Drewnowskich, przyczepiają: daćbóg, lipak lub ziemiak, a każdy pozna, z której wsi ten Drewnowski i z jakiego pochodzi szczepu.

Przezwiska ze względu na wielką liczbę szlachty, jednego nazwiska i wspólnych nawet używającej imion, są rzeczą niezbędną; tylko przez dodanie odpowiedniego przydomka rozpoznać można, o którym z wielu Józefów Tchórznickich, Drewnowskich lub Szlubowskich się mówi. Ze względów praktycznych powstały nawet przeobrażenia w samych nazwiskach. Obywatele ze wsi Chudzewa, jako rozrost jednej rodziny są sobie krewni i do wspólnego należą Ciołka, potrójnego przecież używają nazwiska: Chudzewskich, Chudzeńskich i Chądzeńskich. Sama różnica nazwisk, a nawet herbów, nie może stanowczo decydować o pochodzeniu od różnych przodków. Zdarzało się, że skutkiem rozrostu rodziny każda jej gałąź dla dokładniejszego odróżnienia się od pokrewnej nowe przybierała nazwisko lub innego poczęła używać godła. Ród Rościszewskich rozpadł się na Odnodzkich i Borkowskich; Ostrołęccy na: Powsińskich, Gutowskich, Pileckich, Dobrzynieckich; Skulscy na Trzylatkowskich, Uwieleńskich i Wągrockich, a to od wiosek: Odnogi, Borkowo, Powsin, Gutowo i t. p., w których osiadły dzielnice tych rodów. Toż samo się działo z herbami. Gałąź Cieciszewskich, pieczętujących się pospolicie Rochem, używa Kolumny; niektórzy ze Szlubowskich w ciechanowskim zamiast herbu Ślepowron używają Korwina; wiele domów herbu Ossorya zowie się Poświst. Pospolicie, przeto szlachta, w sąsiednich zamieszkała osadach, pomimo przydomków, różnicy nazwisk, a nawet herbów, od jednego pochodzi przodka i do wspólnego należy rodu, chociaż świadomość tego od wieków z jej pamięci się starła. Dzisiaj, z powodu zamarłej tradycji, o pokrewieństwie licznych rodzin mazurskich przekonywają nas jedynie dokumenty; w niektórych tylko okolicach fakt wspólnej rodowości całych mas szlachty znajduje świadectwo w niezatartych dotychczas dowodach żywych.

W okolicy Janowa i Chorzel wszyscy szlachcice, jako członkowie jednego, na liczne gałęzie rozbitego rodu Pobogów, do dziś dnia noszą nazwę Pobożan. Wspólność tej nazwy i do wszystkich zastosowana krotochwila, że każdy Pobożanin „w gębie ma czarno”, żywy to dowód, że szlachcice stron tamtych stanowią ród jeden, że pomimo najróżnorodniejszych nazwisk, przydomków i herbów rzetelnymi są braćmi.

Opis osad szlacheckich

Osadę zagonowców poznać można z daleka po pewnych właściwościach, nieodłącznych od wiodącej przez drobno-szlachecką majętność drogi. Nieopatrzona w niezbędne dla ścieków rowy, w jesieni i wiosną jest trudną do przebycia kałużą; niewysadzona drzewami, niknie w zimie pod śniegiem i wtenczas jedynie dla dobrze obznajmionych z miejscowością użyteczną być może. W innej porze roku zaspy śnieżne i błoto zastępuje ogrom w nieładzie rozrzuconych kamieni i głębokie wyboje, które podróż czyni nużącą, a na szwank narażają podróżny ekwipaż. Fenomenalne to iście zjawisko, jeżeli szlachta, własną wygodę mając na względzie, zarzuci wyboje kamieniami i ziemią, gdy niemożliwą do przebycia drogę pokryje jodłowymi gałęziami i okopie ją rowem. […]

Dom szlachecki

Dom szlachecki, zbudowany z drzewa, o jednym kominie, słomą pokryty, różni się znacznie od chaty chłopskiej. Usunięty nieco od drogi, okolony zwykle kląbem lip lub topól wysokich, rzadko się zdarza, żeby do ulicy stał frontem. Drzwi główne na podwórze prowadzą najczęściej, tylne z tak zwanej sionki – na śmietnik; okna szczytowe przez ogródek otwierają widok na drogę. Często wprawdzie spróchniałe podwaliny pozwalają ścianom zapadać w ziemię; świeżą słomą naprawiony dach stary przypomina niezręcznie łataną czapkę; pomimo tego siedziba szlachecka imponuje pewną powagą, znaczniejsze, bowiem, niż chłopska, posiada rozmiary.

Mniej lub więcej obszerną sienią dom szlachecki na dwie rozdziela się części. Prawa, obszerniejsza, złożona jest z pierwszego dużego pokoju, zwanego izbą i z mniejszego, alkierza, z którego się wychodzi do sionki. Z tej ostatniej trepy (schody) prowadzą na górę, służącą za spichlerz; drzwi jedne do spiżarni, zwanej komorą, a drugie, tylne, wiodą na śmietnik.

Sionka, już to dla wprowadzenia światła, już to dla wyrzucania śmiecia, posiada okienko, zasuwane w razie potrzeby deską. Prawą stronę domu zajmuje właściciel z rodziną i służbą; w lewej, mniejszej, bo z jednego tylko pokoju, zwanego izdebką i z komory złożonej, mieszka komornik. W urządzeniu stron obu ta tylko zachodzi różnica, że okna pierwszej są, sześcio-szybowe i większe, gdy w drugiej szyb mają dwanaście; że w pierwszej podłoga niekiedy jest z desek, a komin stoi od wejścia na lewo, gdy w ostatniej podłoga z ubitej gliny, a komin na prawo. Oprócz komina z kapą, czyli daszkiem, zatykanego dla zatrzymania ciepła tak zwaną, bałdą, t.j. nabitym na kij workiem, wypchanym słomą, w bliskości tegoż piec stoi, zbudowany z cegły, a pobielony wapnem, kafle, bowiem w rzadko są u szlachty w użyciu.

Mieszkanie, oprócz częstochowskiej fabrykacji obrazów, żadnych nie posiada ozdób, a umeblowanie jego wykwintnością nie grzeszy. Stoi w nim parę drewnianych łóżek, pierzynami wysłanych wysoko; kilka krzeseł, stół, szafa, skrzynek parę, kredens i ława, wszystko sosnowe, na kolor malowane czerwony, a ozdobione białymi kwiatami; przy drzwiach ceber z wodą i szynkwas do zlewania pomyj. Nie wypada przecież pominąć żaren, kółek (kołowrotków) i krosem Żarna, t. j. bardzo prostej budowy młyn ręczny, złożony z drewnianej, na czterech nogach opartej skrzynki i z umieszczonego w ostatniej okrągłego piaskowca, służą do mielenia zboża na grubą mąkę; na kółkach szlachcianki len przędą, a z wysnutej przędzy płótno robią na krosnach. Żarna stoją w mieszkaniu ciągle; kółka i krosna zjawiają się w zimie. Wszystko w pierwszej izbie się mieści, alkierz, bowiem służy zawsze za podręczną spiżarnię, za przytułek dla różnych rupieci, skór bydlęcych, szynek, kiełbas, i połci słoniny. Rodzina gospodarza w jednej izbie przesiaduje ze służbą, ciasno jest, przeto w szlacheckim mieszkaniu, szczególniej w zimie. Podczas mrozu wszyscy do komina się garną; niewiasty zasiadają do kółek, gospodyni do krosen; gospodarz z synami i służbą struga różne porządki, kręci powrozy lub skrobie kartofle.[…]

Sadzawka jest tuż pod chatą niezbędna, raz, jako środek od pożaru ochronny, powtóre, że dzięki jej ułatwione jest bielenie płótna, które gosposia lub sługa moczy, a młódź rozpościera na gródce. […] Dla dopełnienia wizerunku winniśmy dodać, że i szereg ulów w ogrodzie spostrzeżesz. Obok szat szlachcianki wiszą na drążkach, grzędami zwanych, skóry ze zdechłych baranów; pomiędzy drzewami pachnie piwonia, boże drzewko rozrasta się, iskrzą się astry i złote nagietki, a w zawieszonej w cieniu klatce nudzi się kos długodzioby, żałobnie spoglądając pod strzechę chaty, gdzie jaskółki około szanownych gniazd swoich świergoczą.

Z drugiej strony domu, w pewnym oddaleniu od niego, znajduje się ogród warzywny. Pachnący jest, a pstry barwami różnymi; według bogactwa jego łatwo wyrokować o gospodarności szlachcianki. Rzędami kapusta „sędziwą schylając łysinę, siedzi i zda się dumać” o losach wysmukłego szablu, który strąki swoje w zielonym marchwi warkoczu plącze; ówdzie bób, sztywny, gardząc ramieniem tyczki, urąga wiotkiemu szablowi; tam brzuch bani otyłej od swej łodygi wtoczył się daleko między ogórki i czerwone buraki. Szeregami po bruzdach stoją konopie, a na nich ku złowieniu szkodnika, wróbla, misternie sporządzoną przez wyrostka włosianą sieć widać; dalej las maków, grających różnymi farbami, a wśród kwiatów, Jak pełnia pomiędzy gwiazdami, okrągły słonecznik licem wielkim, gorejącym od wschodu do zachodu za słońcem się kręci”. Ku postrachowi ptactwa, na wysmukłej tyce wisi stary kapelusz, okrutnie ukrzyżowana wrona się czerni lub jastrząb żarłoczny. W kącie warzywnego ogrodu dla przechowywania kartofli znajdziesz w ziemi zbudowany z drzewa sklep, zwany parskiem, a na nim chwast dziki porasta.

Z drzwi frontowych domu ogarniasz wejrzeniem czworokątną przestrzeń, zwaną podwórzem. Od ulicy, z którą je łączą opłotki (droga, ujęta w płoty), graniczy z domem i sadem; druga ściana opiera się o ogród warzywny; naprzeciwko chaty wznoszą się gumna, za którymi tuż pola, zwane zagumiem. Czwartą ścianę stanowią obory i stajnie. Obok domu stoją zazwyczaj dość obszerne kurniki; zbliżoną jest czasami do niego stajnia, a nawet obora, nie zdarza się, bowiem, żeby szlachcic lokował stale w mieszkaniu nierogaciznę lub bydło. W stodole o dwóch zwyczajnie klepiskach spostrzeżesz pierwotnej konstrukcji o jednym rzezaku ladę, na której przygotowują sieczkę; wchodzą też w użycie sieczkarki kołowe o nożach. Na jednym z klepisk stoi bryczka, którą szlachcic uważa za przedmiot niezbędny; u lepiej zagospodarowanych znajdziesz nawet wozownie. Obory są dosyć obszerne, każdy gatunek bydła oddzielne pomieszczenie posiada.

Na środku podwórza masz studnię ze skrzypiącym żurawiem i przymocowanym do tegoż kubłem; tuż obok ku zaspokojeniu bydlęcego pragnienia tok długi, na kamieniach wsparty, spoczywa. Przy ogrodzie warzywnym znajdziesz na opał suchy jałowiec, gałęzie i drzewo, wśród tego wszystkiego do rąbania pień gruby.

Obok stajni lub domu, w słomianej budzie mucek, ciuper lub ogar na łańcuchu siedzi, gniewnie skowycząc, lub niecierpliwie kopiąc nogami; obok niego, żeru szukając, liczna zazwyczaj kręci się psiarnia. Na stodole lub chacie, na wywróconej bronie gniazdo sobie urządza bocian, Wojtkiem przezwany, ptak szanowany wielce i użyteczny, bo, wedle szlacheckiej gadki, posiada gruczoł pełen wybornej oliwy. Na podwórzu i gołębnik napotkać można, chociaż pospolicie ptactwo, symbolem czystości będące, na strychu domu, w przygotowanych klatkach się gnieździ. Szlachcic zamożniejszy w pewnym oddaleniu od zabudowań posiada z licznymi przystawkami, służącymi za chlewki, skromniejszy dom drugi, od liczby izb zwany czworakiem lub sześciorakiem. Mieszczą się w nim komornicy, którzy za izbę i ogród pewną liczbę dni zwykli odrabiać w stodole lub polu. Przeciętny wygląd siedziby szlacheckiej z daleka jest dość wspaniałym, z bliska na powadze swej traci. Okazałość polega na tym, że sporych bywa rozmiarów, a niezbite do kupy budynki, obszerne okalając podwórze, rozległą formują osadę; przy bliższym wejrzeniu wspaniałość niknie przez nieczystość i nierząd. Szlachcic nie bieli domu i nie maluje okiennic; ścian nie ozdabia, jak to nieestetycznie zwykł czynić chłopek, w zębate kwiaty, ani tez nie pozwala bluszczowi po nich się rozpiąć. Przed frontowymi drzwiami mieszkania, w sieni, a nawet w izbie szlachcianka karmi nierogaciznę i drób wszelaki, przez co woń niemiłą do chaty wprowadza, a przed nią cuchnącą formuje kałużę. Nie okurzy ścian, izby, sprzętów i podłogi nie myje, szyb nawet nie oczyści z brzydactwa muchy. Jedynie w Niedziele i święta z przed domu i z mieszkania usuwa śmiecie; oprzątnięte miejsca wśród lata białym piaskiem posypie i tatarakiem zielonym ozdobi.[…]

Takiego rodzaju siedzib znajduje się przeciętnie we wsi dziesięć lub więcej. Środkiem osady wije się szczelnie wygrodzona, często wierzbami wysadzona szeroka droga, od której do każdego podwórza prowadzą opłotki. Całość wsi szlacheckiej od chłopskiej wybitnie się różni. Gdy ostatnia bez sadów i topól, z domów, szczupłych stodół i chlewów dwa długie tworzy szeregi, w których łatwo każdy ogarniesz szczegół, szlachecka, z powodu luźnego rozrzucenia budowli i obfitości drzew różnych, wygada jak ogród rozległy, w którym tajemniczo kryją się chaty, szare tylko dachy ukazujące oddalonemu widzowi. Malowniczości dodają grodzie, rozległe, tuż po za wsią będące, topolami i wierzbami wysadzone przestrzenie, w których kapusta się rodzi, len bujnie rozrasta, zieleni łąka i szemrze staw, tataraku i żab pełen.[…]

Rozległość i układ fortun (rozdz.2)

[…] Posiadłości szlachciców, w jednej zamieszkałych osadzie, najróżnorodniejszych bywają rozmiarów, bo, poczynając od pięciu, dochodzą do czterdziestu, sześćdziesięciu a nawet osiemdziesięciu i więcej mórg ziemi. Siedzący na kilku włókach mieli przed laty poddanych i pankami się zwali, lecz takich było niewielu. Posiadłość każda, zwana fortuną, (bardzo małalendą) ciągłemu ulegała i ulega rozbiciu na kęsy. Prawu nie stawiało i nie stawia tamy podzielności własności szlacheckiej, a klejnotni wyrostkowie, wstręt mając do rzemiosła i służby, schedę ojcowską skwapliwie rozrywają na części, często jeszcze za życia rodziców otrzymują udziały. Skutkiem tego, jeżeli część potomstwa na innym polu utrzymania nie znajdzie lub, gdy się nie zgodzi na spłatę, fortuny drobnieją ciągle: przy wyjątkowych tylko okolicznościach: przez skup lub wygaśnięcie rodziny do dawnych wracają granic. Bardziej jednak, niż nieustanna modyfikacja w rozmiarach, charakterystyczną jest sama natura układu szlacheckiej fortuny. Szlachcie nigdy nie posiada ziemi w jednym kawale, ma ją w dziesięciu, dwudziesta lub więcej, a rozbicie podobne wytworzyło się skutkiem oryginalnej, odwiecznej metody działów. […]

Składa się, przeto fortuna szlachecka z rozrzuconych na kilkunasto włókowym obszarze licznych, ważkich a długich pasów, od zagonów sąsiada oddzielonych miedzami. Szersze kawały, zowią się składami; mniej szerokie plusami. Jak glebę na zagony, podobnie i łąkę dzielą na pasy wąziutkie, pomiędzy którymi kamień, krzew lub bruzda jest znakiem granicznym. Ze względu na szczupłość i oryginalny układ szlacheckich fortun, jest wiele prawdy w powtarzanej złośliwie krotochwili, jako dziedzictwo szaraczka pies nakrywa swym brzuchem, że pierwszy zamach kosą zapewnia większą szerokość łąki. Trafną jest przecież i na krotochwilę ową odpowiedź, że fortuna szlachecka, choć nie szeroka, lecz jest głęboka i długa. Rozbicie każdej fortuny na strzępy podczas jesieni, na wiosnę i w lecie, charakterystyczną polom nadaje cechę, a pod względem ekonomicznym bardzo szkodliwe sprowadza skutki. […]

Malowniczość pól drobno-szlacheckich nie wynagradza przecież tych strat ekonomicznych i tych niewygód, których źródło spoczywa w rozdrobnieniu każdej fortuny. Na przejście z jednego zagona na, w znaczniej odległości leżący drugi, dużo robotnik poddania czasu; rozszachowanie gruntów niemożliwą czyni uprawę racjonalną i na znaczne naraża straty, tym bardziej, że natura stosunków sąsiedzkich najlepszą inicjatywę paraliżuje w zarodku. […]

Nawet przed rokiem 1864 byli szlachcice równie ubodzy, w niektórych miejscach ubożsi od chłopów, a ratunku nie mieli znikąd. Posiadając dla fortun swoich oddzielne hipoteki, otwierali sobie w razie potrzeby niewielki kredyt; lecz i to miało miejsce tylko dopóty, dopóki scheda nie została rozbitą na części, dopóki tytuł własności nie przeszedł na liczbę osób znaczniejszą. Że podzielność fortun i wspólność hipoteczna była powszednią, dla szaraka przeto kredyt się zawarł. Wprowadzony do nas w pierwszej ćwierci bieżącego stulecia systemat kredytowy żadnej wśród drobnej szlachty poprawy nie zdziałał. Towarzystwo kredytowe wyjęło z pod uczestnictwa w pożyczce grunta, stu złotych ofiary niewnoszące do skarbu, pominęło drobne, a nawet średnie majątki, właścicielom ich najmniejszej nie przyniosło korzyści.

Wobec takich warunków, ubóstwo szlachty było nieuniknionym: nie można się dziwić, że równie lub biedniejszą się stała od chłopów’. Ludzie z przed roku 1864 poczytują jej nędzę za następstwo szczupłości fortun i, gdy o uwłaszczeniu włościan rozprawiają niektórzy, „budzą się w wielu obawy o przyszła pomyślność małych własności w tak wielkiej liczbie wytworzyć się u nas mogących”. „Obawy te”, ciągnie ówczesny pisarz, „są poniekąd uzasadnione, a poparta przykładem licznych osad drobnej szlachty w augustowskim, podlaskim i płockim rozsadowniczej, które przy nadzwyczajnym rozdrobnieniu własności pozostawiają wiele do życzenia” (9).

Obawy te były niesłuszne i najmniej dowodnie „przykładem licznych osad drobnej szlachty” poparte; nie mała własność, bowiem, lecz doprowadziły zagonowca do nędzy warunki, wśród których bezowocnie musiał pracować: przeciwne gospodarczemu postępowi szachownice gruntów, cały szereg niedogodności sąsiedzkich, utrudnienie kredytu i brak oświaty. warunki owe pozostały do dzisiaj bez zmiany. Działają z takąż samą konsekwencja, jak dawniej i, jeżeli przed rokiem 1864 ekonomicznie stawiały szlachtę z chłopem na równi, to obecnie zepchnęły ją niżej.

Dziś szlachcic, szczególniej na szczuplejszej siedzący schedzie, wśród mniej przyjaznych pracuje warunków od chłopa. Ostatni, jeżeli został właścicielem jednolitego kawała ziemi, samodzielnym w osadzie swojej jest panem; lubo również posiada sąsiadów, jednakże w stosunkach gospodarskich nie jest tak bardzo zależnym; […]

Wygody życia, pokarm (rozdz. 3)

[…] Pokarm szlachecki wymyślny nie jest. Składa się z potraw roślinnych i mącznych, w dni postne olejem, w zwyczajne przyprawianych słoniną. Mięso używane jest rzadko; dostarcza go chyba od czasu do czasu dobite bydlę. Raz na rok, podczas świąt wielkanocnych, szlachcic ze służbą je chleb pytlowy i wieprzowiny w postaci kiełbas, kiszek i szynek spożywa do syta; zresztą kontentuje się razowcem i znalezioną w zupie szperką lub skwarką, którą za wielki poczytuje przysmak. Chętnie konsumuje kaszę jaglaną, banię z mlekiem, jarmuż, wszelkiego gatunku grzyby, lecz największym specjałem jest twaróg ze szczypiorkiem i jajecznica z kiełbasą.

Rodzina szlachecka je śniadanie, obiad i kolację razem ze służbą. Na długim stołku stawiają misę; konsumenci z drewnianymi, lub blaszanymi łyżkami na ławach lub niskich siadają stołeczkach. Nie używając talerzy, czerpią ze wspólnej misy i niosą zupę do ust powolnie; od czasu do czasu przegryzają razowym chlebem. Zjadłszy, nie dziękują gospodarstwu, ani sobie nawzajem; żegnają się tylko i do roboty lub spoczynku odchodzą. Po wspólnym dopiero obiedzie szlachcianka mężowi i dzieciom specjały pewne dodaje oddzielnie. U zamożniejszych i oświeceńszych, zwłaszcza, kiedy obcy zjawią się goście, zdarza się odseparowanie czeladzi: rodzina siada oddzielnie przy stole, służba przy stołku. Obie grupy z różnych mis czerpią, chociaż potrawy z jednego zazwyczaj pochodzą garnka, tylko, że szlachcianka mężowi i dzieciom obficiej doleje mleka lub bogaciej kartofle ozdobi słoniną. Przed laty rzetelnego zażywano napoju-piwa grzanego ze śmietaną; obecnie wchodzi w użycie kawa i herbata, chociaż jednej i drugiej szlachcianka przyprawić nie umie. Dla zrobienia herbaty imbryk tylko posiada; wodę w zwyczajnym gotuje garnku i płyn mętny, jako największy specjał, złożonym chorobą lub szanownemu podaje gościowi. Szlachta cztery razy pożywia się na dzień, bo oprócz śniadania, obiadu i kolacji, które niczym się od siebie nie różnią, je podwieczorek z jajecznicy, chleba z twarogiem lub masłem, co pomazanką się zowie. Dzieci ubiegają się za obwarzankiem miejskim lub „kupną” bułką. Podczas powrotu rodziców z miasta, dla rychlejszego otrzymania gościńca wychodzą na ich spotkanie daleko; pszenicznego specjału nie jedzą zaraz, lecz noszą przy sobie, ku zabawie go używając, aż stwardnieje na kamień.

Strój szlachecki

Strój mężczyzn i niewiast różni się od chłopskiego pod względem materiału i kroju; odróżnia się też szlachcic od kmiecia obliczem. Włosy zapuszcza dość długie, ale je strzyże. Brodę co święto wygala; pielęgnuje wąs zawiesisty, który starsi przycinają równo z wargami; lubuje się w ważkich faworytach, od ucha idących do ust. Zamiast pomady używa do włosów okrasy; eleganci rozczynem z sadzy czernią sobie białe lub rude bokobrody i wąsy. Szlachcic poważny z szaraczkowego zazwyczaj sukna nosi kapotę, sięgającą do kolan, na obie strony zapinaną pod szyję. Na zimę takaż sukienna, na lato z materiału w kwiaty kamizelka osłania mu piersi; spodnie w dzień powszedni nosi w cholewkach, w święto je opuszcza na buty, zaopatrzone w podkówki. Głowę nakrywa sukiennym kaszkietem; zamiast pospolitych u włościan wysokich czapek baranich, używa nakrycia ze skóry lisiej. Z tylnej kieszeni surduta wygląda róg czerwonego płatka; na szyi chustkę ciemną zawiązuje w kokardę. Jest to ubranie odświętne. W dzień powszedni, w lecie, szlachcic chodzi bez krawata, boso, w samej bieliźnie; na koszule narzuca niekiedy beżową, perkalikową lub prunelową kurtkę. W zimie nadziewa zwyczajny bez pokrycia kożuch, który ściąga wełnianym pasem lub zwyczajnym postronkiem.

Bieliznę ma z płótna swojskiego, koszula u rękawów i szyi, zamiast guzików, opatrzoną jest w tasiemki. Na wielkie święta szlachcic używa półkoszulka t.j. (z zakładkami i kołnierzykiem) cienkiego gorsu, który sznurkami przywiązuje około szyi i w pasie, użytku kalesonów i skarpetek nie zna; nogi owija szmatami – onucami; w buty wkłada garść prostej słomy-wiecheć. Właściwie niema w ubiorze szlachty tej jednolitości, jaką widzimy u chłopów. Krój i fantazja – jedna, ale, stosownie do zamożności osobników, różnice w szczegółach znaczne. Osobliwie ukazują się one w szatach młodzieży, dla której obojętną nie jest i moda. Różnymi ona korytami do szlacheckiej spływa młodzieży; najczęściej pisarz gminny, brat lub kuzynek, przebywający w szkołach, panek, w sąsiednim mieszkający folwarku, ton modzie nadają. Młodzież w kościele, na jarmarku i targu pilnie się osobom wystrojonym przygląda i z nich wzór bierze dla siebie.

Nosi, więc kortowe i sukienne żakiety, tużurki i kamizelki do gorsu; zamiast butów z cholewami używa kamaszy; zamiast chustki – kolorowego krawata; przystraja się w stojące kołnierzyki, w cienkie koszule z guzikami i spinkami różnymi, rękawiczki nawet naciąga. Wszystko to jest skarykaturowane i szlacheckiemu młodzieńcowi małomiasteczkowego rzemieślnika nadaje pozór. Zaznaczyć jednak należy, że od chwili, kiedy się szlachcic ożeni, z narowami młodości zrywa i ubiera się w kostium odpowiedni swojemu stanowi.

Szlacheckie niewiasty lubią suknie z ciemnego perkaliku i takież fartuchy; szyję ozdabiają paciorkami i haftowanymi fryzkami; w uszy wpinają kolczyki; nogi ubierają w skórkowe, czasem w prunelowe trzewiki, obute na białą, własnej roboty pończochę.

Szlachcianka musi posiadać parasolkę i kapelusz, ozdobiony we wstęgi i kwiaty; bez tych szczegółów w kościele, a nawet w mieście nie pokaże się nigdy. Na ciemną, prostego kroju, lubo dłuższą od chłopskiej suknię, narzuca chustkę wełnianą; w zimie – podwatowaną z futrzanym kołnierzem salopę, a ręce ukrywa w mufce. Mężatka włosy swoje w długie splata warkocze, które, na wierzchołku czaszki okręciwszy, przy, pomocy mnóstwa podwójnych szpilek w duży czub spina. Głowy nigdy na sposób chłopski nie owija kolorowymi chustami, lecz ją w płócienny lub tiulowy ubiera czepek, a na czubie zatyka grzebień. Panna warkocze opuszcza na barki i, ująwszy je w siatkę przystraja w chaber, astry, mak lub nagietki. Podobnie jak kawalerowie, niezamężne niewiasty idą za modą. Za przykładem mieszczanek i panien dworskich, wszelkie jej fazy przychodzą, fatałaszków używając rozlicznych. Przed laty były zwolenniczkami krynolin, które, żeby fiszbinowych prętów nie łamać, przy siadaniu podnosiły wraz ze spódnicą i suknią; dzisiaj noszą koki, a i szaty wedle panującego zwyczaju drapują, w garści je dzierżąc. W ogóle szlachcianki z powierzchowności są do mieszczanek podobne, nic zaś pod tym względem wspólnego nie mają z chłopkami.

Za to przy robocie nie odróżniają się niczym. Boso, w spódnicy tylko, z chusteczką kolorową, narzuconą na głowę, robią grabiami i sierpem; po rysach tylko i po pewnej zwinności w ruchach szlachecką krew w robotnicy rozpoznasz. Dzieci z odkrytymi główkami, boso, w koszulach samych wałęsają się przy domu, w piasku grzebią lub pasą gęsi. Na wielką uroczystość przystrajają je w sukienki, majtki, kapelusiki lub kaszkiety, stosownie do płci i wieku.[…]

Język i gwara

Ci tylko, którzy się otarli o szkołę, mówią językiem książkowym: reszta, podobnie jak chłopi, uprawia gwarę mazurską. W ciechanowskim zamiast ‘ź – z’, ‘szcz-sc’; ‘sz-s’; ‘cz-c’ wymawiają, np. ‘żeby’, ‘Scepan’, ‘sabas’, ‘casem’. Mieszają spółgłoski ‘m’ i ‘n’: nie ‘nitka’, lecz ‘mitka’, zamiast ‘miska’ – ‘niska’. Mówią: ‘póćta’ (pójdźcie), ‘póćwa’ (pójdźmy), ‘muma’ (mamy). W trzeciej osobie czasu przeszłego ‘ł’ po spółgłosce opuszczają: ‘wymiót’ (wymiótł), ‘zdech’ (zdechł). Po samogłoskach z ‘d’ robią ‘t’ (szet), (wrzót) z ‘o’ pochylonego – ‘u’; ‘a’ przeobrażają w ‘u’ np. ‘mum’ (mam), ‘pun’ (pan). Nie mają wykształconych samogłosek nosowych, więc mówią: wziun (wziął), mundry (mądry), gensi (gęsi), a przytem zawsze chodzą ‘bez most przez czapki’. Pospolicie dają się słyszeć wyrazy: ‘zamanuwszy’ (od czasu do czasu), ‘ajwu’ lub ‘ajwuj’ (tu), ‘juści’ (tak). Szlachcic, który do szkół posyła synów, ociera się o uczeńszych lub bywa we dworze, usiłuje mówić książkowo, chociaż wszystko mu idzie na opak. Gdzie powinien powiedzieć ‘sz’ -wymawia ‘s’; zamiast ‘s -sz’, więc rzeknie: ‘cęszto’, ‘żabawa’, ‘mięszo’. Skoro mu wpadnie w ucho wyraz książkowy, bez potrzeby powtarza go ciągle, np. bynajmniej, zapewne, zaiste. Klnie na czem świat stoi; przez usta jego na słów wartkim potoku płyną miliony szatanów, choroby, cholery, paralusze (paraliż), wciurności itp.[…]

Wiara i tradycje

Tradycyjną jest u szlachty pobożność, a raczej skrupulatne przestrzeganie religijnych zwyczajów i przepisów kościelnych. Na Wielkanoc przygotowują szlachcianki sute świecone z szynek, kiełbas i malowanek: przybycie księdza najuroczystszą stanowi chwilę. W każdym mieszkaniu znajdziesz za lustro zatknięte kropidło, święcone wianki, rózgi i palmy. W niedzielę i święta roboty nikt nie tknie. Szlachcic przed posiłkiem i po nim żegna się; klęcząc, rano i wieczorem odmawia pacierz; w zawieszonym przy drzwiach naczyńku z wodą święconą moczy swe palce. Być religijnym znaczy dla niego to samo, co się w niedzielę wystroić, nic nie robić, najeść się dobrze, a być w kościele. W świąteczne przybrani szaty ciągną szlachcice na nabożeństwo brykami lub pieszo: wozem do kościoła w ciechanowskim nie jeżdżą nigdy. Z domu wychodzą boso, dopiero przed furtą kościelną naciągają obuwie. Znaczniejsza rodzina w kościele ławkę ma własną, im więcej jest zbliżoną do ołtarza, a raczej ku tak zwanej formie, w której siedzą panowie folwarczni i panie, tym większą stanowi chlubę. Niemający własnej, wypraszają sobie miejsce w ławce sąsiada. By uniknąć mieszania się z gminem, szlachcianki siąść muszą.[…]

Największą dla szlachty uroczystość, obok świąt Bożego narodzenia i Wielkiej nocy, stanowi odpust w miejscach, wsławionych cudami. Dużo posiada uroku, można się, bowiem na nim z krewnymi i znajomymi z innej nawet spotkać parafii, nagadać się z nimi i wielu ciekawym przypatrzyć się rzeczom. W mławskim i sierpskim są miejsca cudowne, do których szlachta z odległych okolic zbiega się tłumnie. Na granicy dzisiejszego powiatu mławskiego z ciechanowskim, w parafii niedzborskiej (Niedzbórz na Zawkrzu), słynie w borze ukryty kościół, przy którym w maju i wrześniu do kilku tysięcy okolicznej szlachty się zbiera.

Miejscowość od sąsiedniej wioski zowią Drogiszką, częściej „kościółkiem” (od folwarku tejże nazwy) i pod tym mianem słynie szeroko. Skromniutka, z drzewa zbudowana świątynia (kościół filialny w końcu XVIIw. z fundacji właścicieli – Narzymskich, Kult Przemienienia Pańskiego), samotna stoi wśród gliglij (świerków) i sosen; przed laty znaleziono przy niej krzyż jakiś i doświadczono skuteczności wody, uzdrawiającej ślepotę. Za kościółkiem, ocienioną lipami spotykasz mękę Pańską, jak spiżowy posąg Piotra w rzymskiej bazylice wytartą od całowania i od łez ludzkich nadgniłą. Tu się miał przed laty cud zdarzyć. W niewielkiej odległości znajduje się sadzawka, w której ustawiono drewniane z onimbusowanemi głowami figury świętych. Pobożni moczą w niej szmatki i przykładają do oczu; wodę czerpią w garnuszki i flaszki, by na ślepotę skuteczne mieć w domu lekarstwo. Wieczorem, kiedy tłumy wracają do domów, na miejscu sadzawki błotnistą ujrzysz kałużę, a w niej moc wielką bielących szmatek.

Że kościółek nie może tysiącznego ogarnąć zebrania, pobożni w cieniu okolicznych modlą się sosen. Księża, na olbrzymich stojąc kamieniach, głosem potężnym pobudzają do skruchy i za wypominki zbierają trojaki.

Z odpustem łączy się jarmark. Z Ciechanowa, Radzanowa, Raciąża i Mławy przybywają szewcy, rzeźnicy, piwowarzy, owocarze i zduny, a rozłożywszy towary w lasku, natarczywie zachęcają do kupna. Po nabożeństwie tłumy na grupy według znajomości i pokrewieństwa się dzielą i spożywają przywiezioną lub na miejscu nabytą żywność. Rzezimieszkowie również przybywają na odpust.

Drugim, cudami wsławionym miejscem, są Koziebrody, w powiecie sierpskim (kościół neogotycki, wystawiony na miejscu drewnianego w końcu XIXw. z zachowanym barokowym wyposażeniem. W kościele jest 5 ołtarzy. W głównym, marmurowym, z nastawą drewnianą (1938) znajduje się kopia obrazu MB Częstochowskiej (XVII w.), od 1711 uznana za słynącą łaskami. Sukienka z blachy srebrnej pochodzi z końca XVIII w. Obraz restaurowano w 1962 r. Cenne są również inne elementy wyposażenia: 2 barokowe ołtarze boczne z rzeźbami (poł. XVIII w.) oraz obrazy: św. Mikołaja (XVIII w.) i Ukrzyżowania z Matką Boską i św. Janem (wczesnobarokowy, pocz. XVII w). Kościół w Koziebrodach jest miejscem pielgrzymkowym. W uroczystość Narodzenia NMP (8.IX) oraz w odpust św. Jakuba (25.VII) przybywają tu liczni pielgrzymi z okolicznych parafii m.in. Raciąż, Zawidz, Drobin, Jeżewo, Krajkowo – cyt.aut.); trzecim dla szlachty ciechanowsko-zawkrzyńskiej blizko Radzanowa leżące Ratowo, gdzie bernardyni mieli swój klasztor (wieś nad Mławką przy ujściu jej do Wkry. Jest tam barokowy kościół i klasztor z końca XVIIw. Wewnątrz piękne ołtarze rokokowe z poł. XVIIIw. W ołtarzu głównym cudowny barokowy obraz św. Antoniego  w srebrnej sukience z poł.XVIIIw, w dniu 13 czerwca gromadziły się tutaj tłumy pielgrzymów. Dziedzicem Ratowa był chorąży chełmiński Tomasz Narzymski. Wychodząc naprzeciw potrzebom, wzniósł on na miejscu starej kapliczki nową, większą, a drewniany kościółek wybudował ok. 1680 roku. W głowie dziedzica cztery lata później zrodziła się myśl, aby podnieść znaczenie kaplicy, zaczął więc sterać się aby przy niej osiedlili się zakonnicy bernardyńscy. Dnia 1 października 1761 roku, kiedy to funkcje gwardiana konwentu pełnił o. Rafał Jackowski, po latach budowy i żmudnego zapewne zbierania funduszy, nowy, jeszcze nie do końca wyposażony kościół został poświęcony. Konsekracji dokonał biskup płocki Antoni Dembowski.- cyt.aut.). Z powodu rozpędzenia mnichów, słynnych z krzykliwych kazań, odpusty straciły grozę tragiczną i mniej już ściągają pobożnych. W każdym razie urok posiadają jeszcze potężny. Szlachta na kilka tygodni wstecz o odpuście tylko wspomina i przygotowania czyni w ubiorze. Na odpustach zaznajamiają się młodzi: kawaler dowiaduje się o posagu szlachcianki, rodzice panny o zamożności młodzieńca. Znajomość często na ślubny prowadzi kobierzec.[…]

***

Odsłaniając ułomności, jakie w chacie i wiosce, na podwórzu i w polu, w charakterze i życiu towarzyskim szlachty mogliśmy zobaczyć, nie rozpaczamy o trzystutysięcznej blisko gromadzie, której nie brak wysokich przymiotów i cnot. Ułomności jej nie są wynikiem zużycia, lecz objawem surowości; cnoty jej nie z tresury pochodzą, lecz z przyrodzonych płyną popędów. Wprowadzenie szlachty zagonowej za pomocą reformy ekonomicznej i szerzenia oświaty w obszerniejszy zakres życia niewątpliwą przyniosłoby korzyść społeczeństwu, któremu brak właśnie dopływu pierwiastków świeżych a zdrowych.

KONIEC.


PRZYPISY:

  • Obraz geograficzno-statystyczny Kr. Polskiego. Warszawa. 1830.
  • Gawarecki. Opis topograficzno- historyczny ziemi dobrzyńskiej. Płock, l828.
  • Tenże. Opis topogr.-hist. ziemi wyszogrodzkiej. Warsz. 1823.
  • Gloger. Dawna ziemia łomżyńska. Warszawa, 1876. Według nowszych wykazów statystycznych na 207 milach kw. gubernii łomżyńskiej, liczącej (wr. 1873) 405,000 mieszkańców, zamieszkało drobnej szlachty około 186,000 (Załęski. Statystyka porównawcza Kr. Pol. Warszawa, 1876, str. 28 i 32).
  • Obraz, tablica III.
  • P. Korzon (Wewnętrzne dzieje Polski za St. Augusta. Kraków, 1882, t. I, str. 106) stosunek siedmiu głów na część szlachecką poczytuje na wiek XIX za mały, z powodu czego cyfrę nasze do 254,495 podnosi; z uwagi jednak, ie nie każdy dziedzic cząstkowy żył własnym domem, podaje ostatecznie liczbę szaraków w Królestwie (na r. 1827) na 239,200. Cyfry ścisłe są niemożliwe, a różnica pomiędzy nami w obu wypadkach niewielka.
  • Wojenno-statisticzeskij zbornik, zeszyt IV.
  • Kalendarz, wydawany przez obserwatoryum astrouoinicz warsz. na rok przestępny 1860.
  • Roczniki gosp. krajowego z r. 1862. T. I, str. W2G1.
  • http://mazovia.genealogiapolska.pl/date/mazur.htm

Zobacz wypisy “Osadnictwo w ziemii łomżyńskiej w XVw.”


Wstecz

Drobna szlachta

 

Jedną z ważnych okoliczności w procesie historycznym kształtującym nasze społeczeństwo było wyodrębnienie się drobnej szlachty. Zależnie od właściwego jej stroju, sposobu osiedlania i wielkości majątku zwanej chodaczkową, siermiężną, kapotową, zaściankową, okoliczną, zagonową, cząstkową lub drobną. Publikacja stanowi kompendium wiedzy na temat stanu jej posiadania i stylu życia. W malowniczym obrazie szlachty obfitującym w detale wydobyte przez wytrawnego znawcę tematu, jakim był niewątpliwie Władysław Smoleński czytelnik może odkryć etymologię wielu polskich nazwisk i nazw miejscowości i zapoznać się z jej codziennym życiem.

Książka została zredagowana z uwzględnieniem współczesnego języka polskiego, zaopatrzona w przypisy i indeksy. Zawiera ilustracje.

https://www.empik.com/chodaczkowa-lub-zasciankowa-obraz-drobnej-szlachty-w-krolestwie-polskim-smolenski-wladyslaw,p1123037832,ksiazka-p

Gołota – hołota? Jak żyła uboga szlachta

Gołota – hołota? Jak żyła uboga szlachta

Strona główna  Artykuły  Gołota – hołota? Jak żyła uboga szlachta

Gołota – hołota? Jak żyła uboga szlachta

 

Szlachta kojarzy się z dobrobytem i wysoką pozycją społeczną, lecz wielu jej przedstawicieli nie miało nawet własnych poddanych. Inni tracili ziemię, popadali w zależność osobistą, a nawet chłopieli. Jedni i drudzy pozostawali poza nawiasem życia politycznego lub byli wykorzystywani przez magnatów.

Kiedy Michał Wołodyjowski wyzwał na pojedynek Andrzeja Kmicica, obiecując mu wolność w razie zwycięstwa, chorąży orszański zapytał szyderczo:

– A cóż tam? Szaraczki się zgadzają?
– I zaprzysięgną na mieczach, jeżeli waść chcesz.
– Niech przysięgają!

Dwór głównego bohatera „Potopu” otoczyli bowiem przedstawiciele kilku rodów zubożałej szlachty litewskiej pod dowództwem „Małego Rycerza”. Henryk Sienkiewicz dobrze oddał tu ducha epoki, podkreśliwszy wyniosłość i pogardę Kmicica, który nie tylko był posesjonatem, ale także piastował urząd ziemski, służył u hetmana Janusza Radziwiłła i dorobił się wysokiego stopnia oficerskiego w armii litewskiej, a musiał chwilo układać się z gorszymi od siebie.

Teoretycznie chorąży orszański i mieszkańcy żmudzkich zaścianków byli sobie równi. Szlachcic bez poddanych (uprawiający ziemię własnymi rękami) nie różnił się pod względem prawnym od średniozamożnych przedstawicieli swojego stanu i magnatów. Wszystkim im przysługiwały te same przywileje, ciężyły na nich te same obowiązki i wszyscy stawali przed tym samym sądem ziemskim. W praktyce jednak właściciele niewielkich gospodarstw znajdowali się na marginesie życia publicznego, choć nie znaczy to, że nie mieli nań żadnego wpływu. Już sama ich liczebność sprawiała, że mogli stanowić atrakcyjne źródło klienteli sejmikowej lub bazę rekrutacyjną dla armii koronnej i litewskiej, zwłaszcza w lżejszych od husarii formacjach jazdy.

Majątki ubogiej szlachty

Sejmowe uniwersały poborowe ukazują rozwarstwienie szlachty pod względem majątkowym, gdyż poszczególne grupy wewnątrz stanu były obciążane różnymi stawkami podatkowymi. Często zdarzało się, że szlachcic płacił podatki osobiście, nie miał bowiem chłopów, od których pobierano należności w przypadku posesjonatów. W jednym z takich uniwersałów czytamy np.: „szlachcic każdy, który poddanych nie ma, a swym pługiem orze, będzie powinien dać z włóki groszy 15”.

Poszczególne województwa Rzeczpospolitej różniły się od siebie znacząco pod względem struktury majątkowej i społecznej (rys. Poznaniak, CC BY-SA 3.0)

Zróżnicowanie poszczególnych województw Rzeczypospolitej pod względem struktury majątkowej było znaczne, wszędzie jednak drobna i uboga szlachta dominowała liczebnie nad średniozamożną i zamożną. Dotyczyło to zarówno właścicieli niewielkich majątków kmiecych, jak i bezkmiecych. Przykładowo dobra ziemskie o wielkości do 5 łanów (1 łan to około 16–18 ha) stanowiły 68% ogółu w województwie poznańskim, 74% w kaliskim, 80% w łęczyckim i aż 85% w płockim, przy czym znaczna część z nich nie przekraczała nawet 1 łana. W województwie krakowskim aż 16% majątków z grupy najwyżej 5-łanowych liczyło sobie nie więcej niż 1 łan. W kaliskim było to 24%, a na Mazowszu około 50%. Co więcej, gospodarstwa o areale 4 ha (0,25 łana) stanowiły na Mazowszu i w województwie łęczyckim aż 20% tych nie większych niż 5 łanów.

Właściciele takich majątków nie mieli własnych chłopów i nie mogli sobie pozwolić na wynajęcie kmieci do pracy. Udział drobnej szlachty w uprawie ziemi był zatem znaczny i pełniła ona ważną rolę w gospodarce Rzeczypospolitej. Jej przedstawiciele stanowili także największą grupę płatników podatków, ich obciążenie z tego tytułu było zaś relatywnie wysokie. Niewiele ma to wspólnego z powszechną opinią, że szlachta uchylała się od powinności w tym zakresie.

Szlachta jak chłopi

Ubogi szlachcic z XVII w. Grafika z 1841 r. autorstwa Kajetana Wincentego Kielisińskiego (Biblioteka Narodowa, sygn. G.1635/Sz., domena publiczna)

Poziom życia rodziny szlacheckiej, która posiadała kilka czy kilkanaście hektarów ziemi, był niski. Jej członkowie nie różnili się zasadniczo statusem majątkowym od mieszkańców wsi włościańskich (zwłaszcza tych bogatych i rozległych oraz leżących w królewszczyznach), jednakże aspiracjami sięgali do warstw wyższych i bardzo ostro odcinali się od swego bezpośredniego chłopskiego otoczenia. Podobieństwo było więc pozorne.

Uboga szlachta zawierała małżeństwa tylko w obrębie własnego stanu i odczuwała wspólnotę z innymi rodami i wsiami szlacheckimi. Jej majątki, choć skromne, były dziedziczone z pokolenia na pokolenie. Nie unikała także obowiązku obrony i uczestniczyła w pospolitym ruszeniu, aczkolwiek poziom jej uzbrojenia (a raczej jego brak) pozostawiał wiele do życzenia. Do tego stopnia, że hetmani musieli zwalniać ze służby pospolitaków z Mazowsza czy z Podlasia.

Czytelnik mógłby w tym miejscu zapytać, dlaczego odsetek ubogiej szlachty był tak znaczny? Rozwarstwienie majątkowe jest charakterystyczne dla każdej epoki historycznej. W dawnej Polsce czynnikiem determinującym istnienie tak dużych nierówności było rozrodzenie stanu szlacheckiego, które przyczyniało się do parcelacji ziemi między męskich potomków w wielu kolejnych pokoleniach.

Dodatkową przyczyną była postępująca, zwłaszcza w XVII wieku, kumulacja ziemi w rękach najzamożniejszych, wiążąca się z nie zawsze legalnym przejmowaniem i wykupowaniem majątków drobnej szlachty. Często ziemia była oddawana pod zastaw na spłatę długów, w wyniku czego przechodziła na innego właściciela.

Szlachta bez ziemi, czyli gołota

Wśród ubogiej, licznie rozrodzonej braci szlacheckiej często zdarzało się, że dziedzic z różnych przyczyn tracił ostatni skrawek majątku i staczał się tym samym na samo dno hierarchii społecznej swego stanu. Nie posiadając ziemi, nie mógł sprawować żadnych urzędów, kwestionowano także jego prawa, np. w zakresie korzystania z przywileju neminem captivabimus zapewniającego nietykalność osobistą.

Wraz z ziemią szlachcic tracił nie tylko prestiż czy niezwykle ważną dla ówczesnych dobrą opinię, ale często też wszelkie środki do życia. Aby przeżyć, gołota szlachecka przechodziła na utrzymanie możniejszych od siebie, a bywało też, że schodziła na margines społeczny do tego stopnia, że oddawała się włóczęgostwu, wszelkiego rodzaju awanturnictwu, a także procederowi przestępczemu, zasilając kupy swawolne czy sicz zaporoską.

Zdarzało się, że gołota przyjmowała poddaństwo u swoich możniejszych sąsiadów. Za możliwość dzierżawy kawałka ziemi w cudzych dobrach szlachta gołota chłopiała. Zjawisko to przybierało na sile w ciągu XVII i XVIII wieku i wiązało się z coraz częstszym wchodzeniem w związki małżeńskie z osobami plebejskiego pochodzenia. Gołota często pełniła także służbę w domach mniej zamożnych posesjonatów (tzw. służebni).

Czy taka szlachta płaciła podatki? Nie robiła tego, oczywiście, gdy uchwalano pobór od majątków ziemskich, podlegała jednak pogłównemu generalnemu. Podatek taki ustalił sejm w 1662 roku. Szlachta nieosiadła (impossessionati) była objęta inną taryfą podatkową niż ziemianie – w tym przypadku mężczyźni płacili po 2 zł, a ich rodziny i samotne kobiety – 1,5 gr. Nie była to niska stawka, zważywszy na to, że posesjonaci płacili 3 zł od głowy. Gołota stanowiła różny odsetek ogółu szlachty w zależności od województwa i ziemi. W czasach Jana Kazimierza w powiecie krakowskim było jej tylko 5%, ale już w proszowickim 22%.

Bywało, że zubożali szlachcice szukali swego szczęścia na siczy zaporoskiej. Na ilustracji rada kozacka na siczy (grafika Tymofija Kałynśkiego, koniec XVIII w.)

Czym zajmowała się uboga szlachta?

Ogromna większość drobnych posesjonatów pozostawała na roli, pracując własnymi rękami. Marzeniem wielu szlachciców było dostanie się na służbę magnacką, gdyż otwierało to nowe ścieżki kariery oraz podnosiło status rodziny. Aby to osiągnąć, potrzebna była protekcja, którą mogły zapewnić koneksje bądź odpowiednie koligacje rodzinne. Te z kolei były raczej zarezerwowane dla szlachty średniozamożnej oraz zamożnej. Magnatowi również zależało, aby na jego dworze przebywali synowie i córki szlacheckie z bardziej liczących się domów.

Gerwazy w zaścianku Dobrzyńskich, ilustracja Michała Elwira Andriollego do „Pana Tadeusza” (pocztówka z 1938 r., ze zbiorów Biblioteki Narodowej, sygn. DŻS XII 8b/p.51/4/5)

Przy „pańskiej klamce” było jednak sporo miejsca, a uboga szlachta mogła znaleźć zatrudnienie w posiadłościach magnackich i duchownych, co bynajmniej nie wiązało się ze służbą na pałacowych pokojach, lecz osobistą pracą na gruntach rolnych lub leśnych, a w najlepszym przypadku z pełnieniem funkcji administracyjnych, co wymagało już jednak pewnego wykształcenia.

Życie pisało także inne scenariusze. Niektórzy drobni ziemianie mieszkający w obrębie możnowładczych włości podlegali bezpośredniej władzy zwierzchniej magnatów. Otrzymawszy od nich ziemię lub zatrzymawszy ją za ich przyzwoleniem, zobowiązywali się do służby wojskowej na zasadach feudalnych pod sztandarem możnego. Popadali zatem w zależność osobistą, co wiązało się z utratą części przywilejów na rzecz patrona, który m.in. reprezentował ich odtąd na elekcjach.

Zrzekanie się przez szlachtę majątków odbywało się dobrowolnie (w celu uzyskania opiekuna), bądź pod przymusem. Zjawisko to występowało zwłaszcza na Ukrainie oraz w obrębie ordynacji rodowych. Drobnej szlachcie trudno było się bronić przed zakusami potężnych rodów – np. Radziwiłłów, Ostrogskich czy Wiśniowieckich – dążących do kumulacji ziemi, mających oparcie we własnej sile zbrojnej i wywierających wpływ na sądy. Nadużycia nie były zjawiskiem marginalnym i prowadziły do rodzinnych dramatów związanych z utratą dziedzicznego majątku.

Alternatywą była dla drobnej szlachty służba wojskowa, zwłaszcza w wojsku polskim, gdyż Korona utrzymywała w czasie pokoju pewne regularne siły (kwarciani). Chorągwie te były jednak nieliczne, stąd wielu chętnych nie mogło się do nich dołączyć, a armia była rozbudowywania do etatu wojennego tylko w razie potrzeby. Niemniej wielu szlachciców z uboższych rodzin wyjeżdżało na Podole i Ruś Czerwoną w poszukiwaniu możliwości rozpoczęcia kariery żołnierza. Jeśli im się udawało, otrzymywali od rotmistrza pieniądze na uzbrojenie i zaciąg ludzi do pocztu. Służba zawsze była opłacalna, przynosiła uznanie współbraci i często prowadziła do urzędów, zaszczytów i nadań ziemskich.

Drobna szlachta udawała się także do miast, gdzie chwytała się młynarstwa, kowalstwa, szynkarstwa czy piwowarstwa. Reszta rodziny pozostawała wówczas „na osiadłości”, a emigrant mógł się dorobić, nie tracąc ziemi. Zmiana stylu życia równała się jednak utracie praw i tytułu, dlatego szlachcic parający się zajęciem nieodpowiednim do urodzenia zwracał się często do rodziny lub sąsiadów z prośbą o atestację potwierdzającą jego pochodzenie. Nie była to rzecz obojętna wobec istnienia sądów miejskich, którym szlachcic nie podlegał.

Kariera wojskowa stwarzała ubogiej szlachcie szansę na utrzymanie, a nawet wzrost pozycji społecznej (na ilustracji obraz „Towarzysz pancerny” autorstwa Józefa Brandta)

Klientela sejmikowa, czyli pijatyki i bijatyki

Dominacja szlachty średnio zamożnej i zamożnej w obradach sejmikowych jest niekwestionowana. Śmiało można też powiedzieć, że do drugiej połowy XVII wieku szlachta potrafiła zachować samodzielność decyzji podejmowanych podczas lokalnych zgromadzeń. Z czasem, w obliczu licznych wojen, upadku gospodarki i strat demograficznych, coraz wyraźniejszy był wzrost znaczenia magnaterii. Dla niej sejmik był instrumentem wywierania wpływu na danym obszarze oraz na sejmie – poprzez posłów. Często podkreśla się, że szlachta gołota, niewolona „czapką i papką” przez możnych, rozstrzygała batalie sejmikowe na korzyść tego, który mógł jej więcej zaoferować. Proceder ten był częsty w XVIII wieku, lecz występował już wcześniej.

W liście do Jana III Sobieskiego Stefan Niemirycz tak opisywał wydarzenia, jakie rozegrały się na sejmiku średzkim w 1681 roku: „wziął się huczek i tumult wielki, tak że się aż do szabel brać poczęto i kilkuset szlachty do pana generała wielkopolskiego (starosta generalny) skupiwszy się temi go zachęcała słowami. Zacznij jeno dobrodzieju, a już nie głosami, ale szablami zerwany sejmik będziemy mściliOwi skupiający się wokół starosty „panowie bracia” to klientela składająca się z ubogiej szlachty, która już samą swoją liczebnością miała odstraszyć konkurentów.

Sejmik w kościele (rys. Jana Piotra Norblina)

O tym, jak organizowano i mobilizowano tłumy szlachty, dowiadujemy się z przekazów źródłowych. W 1743 roku Marcin Matuszewicz postanowił zapewnić sobie poparcie biednej szlachty województwa brzeskolitewskiego:

byłem w Kodniu prosząc o pomoc kanclerza. Potem w Trokach szlachtę częstowałem i tak, rozesławszy trochę pieniędzy na msze święte i na szpitale, wybierałem się do Brześcia na sejmik. Moi przyjaciele Minkowicz i Włodek, pisali że kawaleria przyjedzie do Minkowicz, a infanteria, to jest szlachta bracia bez koni, prosto ciągną na Terebuń. Wyjechałem do Brześcia, gdzie stanąwszy, a ze wszystkich stron z prośbami mymi napłynęła wielka liczba szlachty, tedy nad nadzieją obaczyłem się potężniejszy nad wszystkich. Chodziłem bardzo gromadnie z wizytami do wszystkich oprócz urzędników ziemskich. A nazajutrz po zagajeniu, wszystka szlachta okrzyknęła mnie marszałkiem sejmikowym i gwałtem wziąwszy, zanieśli mię i posadzili na krześle marszałkowskim.

Powyższy opis jest tym ciekawszy, że Matuszewicz nie był żadnym magnatem, senatorem ani nawet urzędnikiem, lecz tylko politykiem szczebla powiatowego. Mimo to miał odpowiednich ludzi i środki do skutecznej działalności w terenie. Dzięki podległym sobie organizatorom, którzy karmili i poili ubogą szlachtę, był w stanie aranżować niby spontaniczne sadzanie go na krześle marszałkowskim. Już samo wspomnienie, że szlachta nie miała nawet koni (a może i butów), świadczyło, że chodziło tutaj o gołotę lub szaraczków. W 1764 roku Czartoryscy uruchomili maszynerię sejmikową w ziemi chełmskiej. Za 2 tys. dukatów udało im się przyprowadzić na obrady sejmikowe 1000 szlachty. Oznaczało to, że jeden ubogi szlachcic mógł się wzbogacić o 2 dukaty, czyli 36 zł.

Szlachta gołota służyła swoimi głosami, a czasem i szablami, za możliwość zarobku, najedzenia się, a przede wszystkim napicia na koszt organizatorów. Korumpowana w ten sposób i wykorzystywana, wpływała na uchwały zgromadzenia. Spory magnackich pryncypałów i ich programy polityczne były jej jednak obojętne, atrakcją był zaś sam udział w sejmiku, podkreślenie swych praw stanowych, otarcie się o „wielki świat”. Wszystko to gołota traktowała jako rozrywkową wycieczkę na koszt panów, która ubarwiała i przerywała im monotonię wiejskiej, ubogiej egzystencji, niewiele różniącej się od życia chłopskiego.

W okresie zaborów szlachta zagrodowa (zaściankowa) praktycznie przestała istnieć i zlała się z warstwą chłopską. W II RP powstały organizacje zrzeszające potomków drobnej szlachty i podjęto działania mające odnowić ich związek z polskością. Na zdjęciu prezydium gniazda szlacheckiego Związku Szlachty Zagrodowej w Berezowie Średnim. Siedzą od lewej: skarbnik Jan Tomycz-Berezowski, prezes Grzegorz Juchno-Sulatycki, sekretarz Dymitr Urbanowicz-Berezowski (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 1-P-1161, domena publiczna)

Warto przy tym pamiętać, że nie każdy sejmik w XVIII wieku wyglądał w ten sposób, a prawdziwi ziemianie, posiadający status, świadomość obowiązków i pewien poziom wykształcenia, potępiali tego rodzaju praktyki. To dlatego twórcy Konstytucji 3 maja pozbawili nieposesjonatów praw politycznych, wprowadzając cenzus majątkowy, który miał ograniczyć patologie.

Bibliografia

  • Krzysztof Boroda, Drobna szlachta w Królestwie Polskim, w drugiej połowie XVI wieku i jej znaczenie społeczno-gospodarcze, „Rocznik Dziejów Społecznych i Gospodarczych”, t. 78 (2017), s. 39–61.
  • Wojciech Kriegseisen, Sejmiki Rzeczypospolitej szlacheckiej w XVII i XVIII wieku, Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 1991.
  • Anna Laszczuk, Szlachta województwa krakowskiego w świetle rejestrów pogłównego z 1662 roku, „Przegląd Historyczny”, nr 79/3 (1988), 425–456.
  • Marek Plewczyński, Szlachta podlaska w wojsku koronnym za dwóch ostatnich Jagiellonów, „Studia Podlaskie”, t. 3 (1991), s. 5–26.
  • Aldona Rogowska, Świadomość odrębności stanowej w relacjach przedstawicieli drobnej szlachty północno-wschodniego Mazowsza, „Rocznik Mazowiecki”, nr 19 (2007), s. 285–294.